środa, 6 lutego 2019

#57 Nowy wspaniały świat ALDOUS HUXLEY


Jak wyobrażacie sobie idealnie uporządkowany świat? Jak bardzo zmieni się świat? I w jakim kierunku zmierzamy? Czy Wasza wizja pokrywa się z wizją Huxleya z początku XX wieku?

Nowy wspaniały świat
ALDOUS HUXLEY
Wydawnictwo MUZA

- Dlatego tym bardziej zasługuje na surowe potraktowanie. Jego wysoki poziom intelektualny wymaga odpowiedzialności moralnej. Im większe zdolności, tym większa skłonność do odchyleń. Lepiej, żeby jeden cierpiał, niżby wielu zostało zdeprawowanych. Niech pan rozważy rzecz na zimno, panie Foster, a zobaczy pan, iż nie ma potworniejszego przestępstwa nad nietypowe zachowanie. (…) Nietypowość zagraża czemuś więcej niż tylko życiu jednostki; ona godzi w Społeczeństwo samo.
Skąd się wzięła ta książka? I jakim cudem dopiero po tylu latach sięgam po takiego klasyka? O czym jest? I czy powinny czytać ją osoby o słabych nerwach? O tym już za chwilę!

Pierwsza z książek w cyklu Światura (więcej szczegółów w filmiku) u Marcina Okoniewskiego. Jedna z najsłynniejszych antyutopii w literaturze XX wieku. Ale co to w ogóle znaczy? Witamy w roku 2541, 632 roku nowej ery Forda. Nie dzielą nas granice, na weekend latamy na Księżyc albo na drugi koniec globu ekspresowym helikopterem. Wszystko jest podporządkowane zaspokajaniu potrzeb wyższego rzędu, każde pragnienie jest zaspokajane zanim zdąży się jeszcze utrwalić w umyśle. Brzmi cudnie?


Świat toczy się w zupełnie innym kierunku niż dzisiaj. Całkowite zorganizowanie i uporządkowanie wszystkich dziedzin życia wygląda zupełnie inaczej, niż można sobie wyobrazić. W Republice Świata nie ma smutku ani zamyślenia, ludzie nie snują refleksji i nie mają powodów do zmartwień – każde z nich przegania kolejna dawka somy, narkotyku odrywającego od rzeczywistości. Nie ma nieszczęśliwie zakochanych, nie ma związków, smutku ani rozczarowań – każdy należy do każdego. Nawet najbardziej rozpustni gieroje dzisiejszych czasów nie nazwali by tego inaczej, jak rozwiązłością. Na śniadanie popija się szampana, a cały świat jest na wyciągnięcie ręki. W czym tkwi haczyk? Gdzie jest „ale”? Od momentu zabutelkowania kolejne istotki są programowane do wyznaczonych zachowań. Kolejne komórki, genetycznie dobrane na kolejnych stadiach rozwoju, są przygotowywane do roli, jaką moją odgrywać w społeczeństwie. Dostosowywane do swojej przyszłej kasty, są hodowane pod względem wzrostu i koloru skóry. Wtłaczane są im kolejne mantry, które tak głęboko zakorzenione gwarantują spokój, czy też raczej bezrefleksyjność w społeczeństwie. Tak uwarunkowane do końca życia będą wypełniać role, do jakich je przydzielono.  Na „wolności” pozostał jeden obszar, rezerwat, który kultywuje stare tradycje – dzieci się rodzi, a nie hoduje. Jak odnosi się do nich otoczenie? Nazywają ich Dzikusami, co mówi samo za siebie.

O czym warto Was ostrzec?

Pierwsze rozdziały czyta się ciężko. Nie są one najbardziej porywające, są przepełnione medycznymi i biologicznymi pojęciami. Ale jedno Wam powiem – nie zniechęcajcie się. Te kilkanaście stron jest warte przebrnięcia, aby później delektować się piękną, choć smutną i przerażającą lekturą.
O czym jest książka?
W Republice Świata żyje Bernard, który odkrywa przed nami cienie i blaski przyszłego świata. Rozwiązłość seksualną, permanentny stan upojenia narkotykowego, nadużywanie alkoholu – tak nazwałabym to dzisiaj. Co można powiedzieć o naszym bohaterze? Że jest inny niż wszyscy. Nieśmiały, najchętniej wplątałby się w monogamiczny związek, a (choć jest wysoko postawionym pracownikiem naukowym) podważa zalety funkcjonującego ustroju. Aby zaimponować kobiecie, zaprasza ją na wycieczkę do świata Dzikich, gdzie odkrywa fenomen na skalę światową. Jaki to fenomen – nie zdradzę, choć wydźwięk książki jest pełny wyłącznie dzięki zaistniałym wtedy wydarzeniom i prowadzi prosto do katastrofalnego zakończenia.

Czy jest coś złego w tym świecie? Co jest najgorsze, najbardziej dotkliwe?

Każdy będzie postrzegał to nieco inaczej. Co może bić po oczach poza tak skrajnym odstępstwem od dzisiaj wyznawanych przez nas zasad? Dla mnie uderzające było jak szybko w tym kierunku zmierzamy. Wszyscy niech będą identyczni, tak samo idealni i wypracowani. Takie same twarze na ulicach, o wyliczonych dokładnie proporcjach. Celebryci z pierwszych stron gazet, którzy podczas sesji są nie do odróżnienia, a po zdjęciu makijażu nie do poznania. Z każdej strony bijące hasła motywujące, które mają nas motywować, aby chcieć mocniej, bardziej, więcej. Aby się dostosować i podporządkować panującym trendom, nowym hierarchiom wartości i cudzym oczekiwaniom. I na każdym kroku udowadniać zgodnie z nurtem, jak bardzo płyniemy pod prąd. 

Czy takie był wydźwięk książki? Obstawiam, że nie, a przynajmniej nie tylko. W wielu opiniach, które słyszałam i czytałam, raczej skupiano się na beznadziejności takiego życia, na utracie wartości moralnych, na tym jak bardzo ludzie się podporządkowują i w jakim kierunku są w stanie iść przy wygodnickim stylu życia. Dla mnie jednak uderzeniem obuchem w głowę było, że przy takim tempie nie potrzebujemy pięciuset czy sześciuset lat, aby znaleźć się w takim samym miejscu. I choć tu wszystko skupia się wokół klonowania, sztucznego zapładniania i psychologiczno – biologicznego kształtowania, wcale tego wszystkiego nie trzeba, aby wyhodować sobie bezrefleksyjne, bezmyślne, prowadzone jak owce na rzeź społeczeństwo. Jeśli pójdziemy dalej w tym kierunku, w którym na bieżąco zmierzamy, nie pomoże nam żadna podróż na Księżyc - i to bez butelkowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz