W pogoni za miłością napisane przez Penny Jordan to dwa opowiadania. Nakładem wydawnictwa HarperCollins ukazały się w 2015 roku. Książkę zgarnęłam z półki na chybił trafił: ładna okładka, leżała wśród tych czytanych ostatnio. Historia opisana na okładce wydaje się być ciekawa, oprawa zachęca do czytania, wygodne "duże" litery, lekko chropowaty papier - biorę.
Opinia po przeczytaniu? Jak można opisać te dwie opowieści Penny Jordan? Przekombinowane i... chaotyczne. O ile przekombinowanie rozumiem, o tyle chaos nie. Jednak skąd taka, zdaje się, negatywna opinia? Dziś o tym kilka słów.
Obie opowieści to szybkie historie, które pokazują nam błyskawiczne zakochanie się i szczęśliwe zakończenie. Szast - prast i po zawodach. To jak wstajesz z łóżka rano i już wiesz. I nie ma w tym nic złego. Napisałam, że rozumiem przekombinowanie. Owszem. Wielu autorów chce nadać swoim dziełom niepowtarzalny charakter. Używają w tym celu inwersji, niecodziennej składni, słów z jakiegoś specjalistycznego zakresu albo minionej epoki. Nie ma w tym nic złego, dopóki nie utrudnia nam czytania, a jeśli dodatkowo nadaje smaku całości - tym lepiej. A jak jest w tym przypadku? Książkę autorka stylizowała na sagę rodzinną, której akcja toczy się w małym miasteczku na Wyspach Brytyjskich. I rzeczywiście, idąc za informacją z LC, jest to tom 7 i 8 cyklu Dzieje rodu Crightonów. Wyjaśnia to skomplikowane koligacje rodzinne opisywane kilkadziesiąt, a nawet kilkaset lat wstecz. Mnie jednak strasznie mierziło to, że stopień pokrewieństwa wraz z historią ostatniego pokolenia czy dwóch były wspominane przy każdym przytoczeniu cech charakteru bohaterki. Bo tak samo uparta była ciotka A, która żyła 50 lat temu i okazywała robiąc to, i to, i to. Wtedy potraktowała wujka B tak, i tak, i tak. Podobnie miała babcia ze strony matki siostry kuzynki od zięcia innego rodu. I tak bez końca. Zazwyczaj nie mam nic przeciwko rozbudowanej fabule, ale tutaj brzmiało to sztucznie. Przy tak niewielkiej objętości każdego tomu połowa objętości to chronologia i opisy koligacji. Jak dla mnie zdecydowanie tego za dużo.
A dlaczego chaotyczne? O ile przekombinowanie jest dzisiaj dość popularne i jeśli nie przeszkadza w czytaniu nie mam nic przeciwko, o tyle chaos... Wygląda to tak, jakby autorka sama się pogubiła w treści i nie do końca wiedziała, co chce przekazać. Każde z tych opowiadań mogłoby stanowić osobną, obszerną powieść, gdyby nie potraktowano historii tak powierzchownie. Niestety, zmarnowany potencjał.
Czy warto sięgnąć? Jeśli szukacie czegoś lekkiego na jesienny wieczór - nie polecam. Chyba że będziecie omijać fragmenty tekstu, a to mija się z celem. Szukacie czegoś ambitnego i angażującego? Też pudło. Polecić ją mogę jedynie osobom, które nie mają definitywnie co zrobić z czasem, a nie zależy Wam na zagłębianiu się w treść. Inna ewentualność nie przychodzi mi na myśl. 😉
A Wy? Co ostatnio przeczytaliście?😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz