Tatuażysta z Auschwitz
HEATHER MORRIS
Wydawnictwo Marginesy
Słowem wstępu - moja dzisiejsza opinia będzie długa (wybacz Emilka!). Odkąd przeczytałam tą książkę minęło kilka tygodni. A recenzję za każdym razem pisałam od nowa - nie mogłam zdecydować się na jedną opinię! Tatuażysta to książka, która jest zarazem dobra, ale choć napisana na faktach - w świetle niektórych relacji wydaje się przesłodzona i zbyt czysta, nieskalana. Na jaką wersję opinii zdecydowałam się ostatecznie? O tym już dzisiaj!
* * *
Lale stoi przed kapo i rozważa jego propozycję. Zastanawia się, czy jeśli zgodzi się zostać posługaczem, podpisze diabelski cyrograf.Jest kwiecień roku 1942. Lale, bo tak nazywano od dziecka tytułowego Tatowierera, postanawia zgłosić się na ochotnika do pracy, aby uchronić swoją rodzinę. Nie wie, gdzie ani w jakim celu jedzie. Trafia do Auschwitz jako dwudziestosześcioletni młody mężczyzna, znający kilka języków, w walizce zamiast ubrań wiezie książki. Kiedy zaczęła się jego tragedia? Gdy opuszcza dom rodzinny i rusza w niepewnym kierunku? Gdy trafia do pierwszego wagonu do przewożenia bydła? Gdy golą mu głowę, zabierają wszystkie rzeczy, a na ręce przypisują mu numer? Gdy pierwszego poranka w obozie na jego oczach dla żartu zostają zastrzeleni ludzie? Gdy tatuuje pierwszą kobietę, widzi wózki pełne trupów, a na jego oczach giną dzieci? Gdy poznaje Herr Mengele? Nie wiem.
Wiem za to, kiedy przestaje wierzyć w Boga i się modlić. Kiedy poznaje kobietę swojego życia. I wiem, czego nie robi nigdy - nie poddaje się.
Książki historyczne, które relacjonują tego typu opowieści budzą zawsze wielkie emocje. Wywołują również dyskusję z pytaniem przewodnim - co ja bym zrobił na danym miejscu? Poznajemy tu pełen wachlarz bohaterów, od żołnierzy przeciwnych armii, przez więźniów o różnym statusie, okolicznych mieszkańców, ludzi zaplątanych mniej bądź bardziej w wojenną zawieruchę. Kapo, który zyskuje większą niż inni szansę na przetrwanie. Tatowierer ze swoją teczką i dodatkową porcją chleba. Kat wyłoniony spośród więźniów. Kobieta wykorzystywana seksualnie przez zarządcę obozu. Pracownice w "Kanadzie", budowniczy komór gazowych i wielu, wielu innych - każdy z nich musiał znaleźć swój sposób, aby przetrwać. Czy nie można było przymknąć oczu na spóźnienia więźniów czy ich butę? Czy było moralne oszpecanie ludzi tatuażami z numerem? Czy kat nie mógł się przeciwstawić oprawcom i odmówić tortur? Czy kobieta nie mogła gryźć, szarpać i krzyczeć? A wykradanie rzeczy więźniów z magazynu, dostarczanie jedzenia do obozu za brylanty, cudze fortuny chowane w materacu albo czekolady na łapówki dla blokowych? Wierzę, że nie nam to oceniać. Łatwo nam powiedzieć, że niemoralne jest kupienie pęta kiełbasy w zamian za mały diament. Że nigdy nie uderzylibyśmy człowieka bez powodu. Że nie ma takiej siły, która kazałaby nam zostać w miejscu skazanym na zagładę. Że lepiej zginąć na własnych zasadach niż się podporządkować. Że bylibyśmy w stanie poświęcić życie dla obcej osoby. Nie wiemy i nigdy się nie dowiemy, zanim nie znajdziemy się w takiej sytuacji. Postępujmy mądrze, a mam nadzieję, że nigdy nie będziemy mieli okazji się dowiedzieć.
Gwiazdy nad głową nie niosą już pociechy. Przypominają mu jedynie o przepaści między tym, czym może być życia, a tym, czym jest obecnie. O ciepłych letnich nocach, kiedy jako chłopiec wymykał się na dwór, gdy tylko wszyscy poszli spać, a nocny wiatr muskał mu twarz i usypiał go; o wieczorach spędzanych z młodymi kobietami, o tym, jak spacerował z nimi pod rękę po parku czy nad jeziorem, a drogę oświetlały im tysiące gwiazd. Widok kopuły nocnego nieba zawsze dodawał mu otuchy. Gdzieś, daleko stąd, moja rodzina patrzy teraz na te same gwiazdy i zastanawia się, gdzie jestem. Mam nadzieję, że choć oni znajdą w nich pocieszenie.Jak wielu zrezygnowało z walki o życie rzucając się na płot pod napięciem czy zginęło podczas próby ucieczki, nie wiem. W książce wiemy jednak, co zrobili ci, którzy zostali w obozie żywi. I to, co mnie najbardziej dotyka: że walczyli. Nie tylko o siebie, ale też o innych. Przychodzi mi na myśl Irena Sendlerowa, która nie zastanawiała się nad tym, ile dzieci uratowało. Bardziej zaprzątało jej głowę to, ile więcej mogła pomóc. I choć nigdzie nie ma tego wspomnianego wprost, mam wrażenie, że podobna myśl miejscami przebija w opowieści Lale.
O czym nie wspomniałam, a co dodaje pozytywów tej historii i sprawia, że uśmiecham się przez łzy? To niesamowita historia miłosna. Miłość od pierwszego wejrzenia, mimo przeciwności losu, walki o swój żywot, jestestwo, godność. Miłość piękna i czysta. Miłość, która przetrwa wszystko.
Wiedeń. Kto nie chciałby pojechać do Wiednia? W czasach, kiedy uwodził piękne kobiety, Lale marzył, żeby odwiedzić to miasto. Już sama nazwa brzmi romantycznie, jak uosobienie stylu i możliwości. Lale wie jednak, że tym razem miasto nie sprosta jego wyobrażeniom.Czy warto po nią sięgnąć? Uważam, że tak. Nie jest to jednak książka dla każdego. Skierowałabym ją do osób wrażliwych i tych, które dopiero poznają historię II Wojny Światowej. Bywa nieco drastyczna, ale w porównaniu na przykład do Dziewczyn z Wołynia to nic. Jest to delikatne wprowadzenie do tematu, jednak nie pokazuje go w pełni. To zdefiniowana czyjaś historia, ale takich historii były miliony - a każda inna. Dlatego nie możemy przyjąć, że wszędzie tak wyglądał świat
w wojennej zwierusze.
Tatuażysta z Auschwitz to niezwykła książka z wielu powodów. Została napisana pięknym językiem, wciąga od pierwszej strony. Powstała na faktach: jest to wynik wielu lat spędzonych przez autorkę na rozmowach z Ludwigiem Eisenbergiem. Dla mnie największa moc tej tkwi jednak nie tylko w jej treści historycznej - najmocniejsza jest w niej nadzieja, chęć niesienia pomocy, siła przetrwania i walka o jutro. Lepsze jutro. Niewypowiedzianym mottem tej książki jest mantra, aby nigdy się nie poddawać. Aby walczyć do końca i nie przestawać wierzyć.
Bo jak długo walczysz, tak długo nie możesz przegrać.
Dziękuję za opinię...Niedawno słuchałam książkę p.Wandy Półtawskiej "Boję się snów ".Tytuł wydawnictwo narzuciło .Autorka to niesamowita niewiasta.Warto poznawać historię ..."My pamięci,my przestrodze".
OdpowiedzUsuńMoc pozdrowień .
Pani Aniu, dziękuję bardzo za komentarz! Tak jak rozmawiałyśmy na IG, trzeba poznać takie historie, aby lepiej zrozumieć dzisiejszy świat. Wielu przemyśleń życzę po lekturach!
Usuń