niedziela, 12 sierpnia 2018

#40 INSTASERIAL O MIŁOŚCI Nicole Sochacki-Wójcicka

Opinie o tej książce w pewnym momencie spływały z każdej strony w mediach społecznościowych. O dziwo - w większości nie na blogach książkowych! Czy warto było po nią sięgnąć? Czy przeczytam drugą część? Jestem na tak czy na nie? O tym już poniżej!


#INSTASERIAL O MIŁOŚCI 
Nicole Sochacki-Wójcicka: Mamaginekolog
Roger Publishing
O czym jest książka?
Poznajemy historię autorki i jej męża: jak się poznali, jak potoczyły się ich losy, gdzie mieszkali
i jakim cudem wzięli ślub. I od razu chcę podkreślić: to, czy podróż po niebezpiecznym kraju w pogoni za obcym chłopakiem, przeprowadzka do innego kraju (za tym samym chłopakiem) czy organizowanie ślubu, kiedy chłopak powiedział, że się nie oświadczy - tego nie oceniam, a tym bardziej nie krytykuję. Każdy ma prawo do postępowania według własnego sumienia, rozsądku i tak długo jak nie narusza to mojej przestrzeni osobistej - nie oceniam. A przynajmniej na blogu 😉 Dlatego wszystko, co napiszę, postaram odnosić nie do zawartości (powiedzmy, merytorycznej), ale do formy: przystępnej lub nie.
 

Nie lubię wystawiać negatywnych opinii. Doceniam każdą pracę, jaką włożono w stworzenie czegoś: w daną publikację, aranżację na zdjęciu, korekty i poprawki. Nawet jeśli zdjęcie nie jest najpiękniejsze widać, jak wiele wysiłku włożono w jego zrobienie czy późniejszą obróbkę. Tekst jest niedopracowany? Drobne błędy zdarzają się każdemu. Bogate słownictwo, chwytliwy żarcik czy ciekawy punkt widzenia - i o to chodziło! Dlaczego jednak zaczynam w ten sposób? Ponieważ większość określeń, jakie nasuwają mi się na temat tej książki, to cechy negatywne. A dzisiaj - w świetle wielu wypowiedzi blogerów i prowadzonych w Internecie kampanii - strach jest cokolwiek skrytykować, aby nie zostać posądzonym o hejt.

Śmiało mogę nazwać książkę - czy może raczej zbiór instagramowych postów w druku - największym rozczarowaniem tego roku. I powtórzę - nie chodzi mi tylko o treść, ale i o formę. Rozumiem, że są to w większości, o ile nie w całości, przedrukowane posty z instagrama. Tym bardziej dziwi mnie mnogość błędów - gramatycznych, ortograficznych, a nawet graficznych. I o ile podwójne spacje czy przecinki się po prostu zdarzają, o tyle pozostałe błędy wyłapują komunikatory, aplikacje. Na instagramie, który obsługujemy za pomocą aplikacji, która niekoniecznie służy długim tekstom, a do tego korzysta z narzędzi autokorekty zdarza się, że nie trafi z podpowiedzią czy poprawką. Ale każda, powtarzam KAŻDA treść, która trafia do internetu powinna zostać choćby pobieżnie przejrzana pod kątem poprawek.


Wiem, że błędy się zdarzają, dlatego sama staram się czasem wrócić do swoich zdjęć czy tekstów, aby wyłapać literówki czy błędy, które się wkradły. Ale publikowanie później takich postów z masą błędów w formie książki? Uważam, że to już przesada. W książce może zdarzyć się kilka błędów, w końcu to długie treści, a my nie jesteśmy robotami i czasem nasz poziom skupienia spada. Ale jeśli na każdej stronie zdarza się takich błędów kilka, kilkanaście... Wtedy należy się wstrzymać od publikowania bez korekty. Masz wartościowe treści do przekazania, ale nie umiesz pisać? To wcale nie znaczy, że powinieneś powstrzymać się od pisania - wręcz przeciwnie! Ale po prostu postaraj się o osobę lub dwie, które każdy taki tekst przed publikacją przeczytają i poprawią. A jeśli dalej chcecie robić błędy - załóżcie własne wydawnictwo, nikt Wam wtedy nie powie "nie wydam tego" 😉

Co do treści, chyba wolę się nie wypowiadać. Mogę to skomentować jednym zdaniem: jestem przerażona i utwierdziłam się jedynie w przekonaniu, że lepiej w tym kraju nie chorować 😉

Czy sięgnę po kolejną część? Już teraz wiem, że nie. Próbowałam przeczytać pierwszy rozdział, liczyłam, że został poprawiony w przeciwieństwie do pierwszego tomu. Jak się okazało, nie został. Dlatego nie mam zamiaru się katować i czytać dalej. Jeśli chcecie sięgnąć po "książki", mam taką małą wskazówkę: pomijajcie pisane kursywą pytania, które streszczają Wam kolejny rozdział. Przebrniecie przez książkę szybciej i skupicie się na treści rodem z powieści przygodowych, a nie na pseudoartystycznych zabiegach 😉

Ja przyrównałabym to do książek-pamiętników wydawanych przez celebrytów, którzy zapomnieni przez świat szukają dla siebie miejsca w świetle reflektorów. A Wy? Co o tym sądzicie?

Buziaki!
Wasza K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz