piątek, 24 sierpnia 2018

Legendy warszawskie #KlawaWarszawa 3

Każde miasto ma swoje legendy i podania, które miały wyjaśnić zagadkowe cechy i zjawiska. Skąd się wzięła nazwa miasta? Kto jest jego patronem? Co upamiętniają nazwy ulic, pomniki czy charakterystyczne miejsca? Warszawa też ma kilka legend - o kilku dzisiaj Wam opowiem. Mam nadzieję, że rozbudzą Waszą ciekawość i wyobraźnię 😊 Zaczynamy?

Wersji opowieści jest mnóstwo: z Leszkiem, Mieszkiem czy innymi imionami bohaterów, ale jedno jest pewne - sedno legend zawsze jest to samo. A oto moje opowieści, które słyszałam w dzieciństwie. Jakie są Wasze? 😉

 1. Wars i Sawa

Trudno dziś sobie wyobrazić, aby stolica miała inną nazwę niż Warszawa. Skąd się ona wzięła? Historia jest prosta i piękna, mnie zawsze napawa optymizmem. Przed wieloma wiekami nad Wisłą, w małej rybackiej wiosce, mieszkał rybak o imieniu Wars. Był dobry w swoim fachu: potrafił zbudować i naprawić łódź, samodzielnie rozplątywał i cerował swoje sieci, a z połowu zawsze wracał z siecią pełną ryb. Pewnej nocy, gdy wyprawił się na kolejny połów, w świetle księżyca zamigotał mu pewien kształt. Gdy się zbliżył, ujrzał piękną kobietę pływającą w rzece. Śpiewała, a w powietrzu niósł się jej cudowny głos. Przyglądał się uważnie i ujrzał coś, co bardzo go zaskoczyło - kobieta miała rybi ogon! Gdy tylko zorientował się, że to syrena, posmutniał. Wiedział, że nie będzie im dane być razem. Jednak istota go zauważyła i podpłynęła do jego łodzi, zaczęła z nim rozmawiać.

Tak zaczęli spotykać się co noc, na łodzi lub na brzegu. Sawa - bo tak na imię było syrence - zakochała się w Warsie ze wzajemnością. Jedna z syrenich opowieści twierdziła, że jeśli syrena będzie dzielić z człowiekiem szczerą, bezinteresowną miłość, uda jej się wyjść na brzeg i stracić ogon. Gdy tylko rybak o tym usłyszał, oświadczył się ukochanej, dzięki czemu gdy tylko pojawiła się na brzegu, łuski opadły. Wars i Sawa żyli razem długo i szczęśliwie, zaś wioskę nazwano na ich cześć Warszawą.

2. Legenda o złotej kaczce

W dawnej Warszawie krążyła po mieście legenda o bogactwach zgromadzonych przez złotą kaczkę w podziemiach jednego z zamków - zamku Ostrogoskich (tak tak!, to ten, w którym obecnie mieści się Muzeum Chopina). Dotarła ona również do uszu młodego, ubogiego czeladnika, który podobnie jak inni, chciał się szybko wzbogacić. Gdy tylko usłyszał historię, niezwłocznie udał się we wspomniane miejsce. O ile wejście znalazł bez problemu, o tyle wspomnianych bogactw nigdzie  znaleźć nie mógł. Krążył po korytarzach, szukając drogi, ale bez skutku. Do tego najwyraźniej się zgubił - nie mógł odnaleźć drogi do domu. I wtedy zupełnie nieoczekiwanie wszedł do wielkiej, dobrze oświetlonej sali, w której pod ścianami piętrzyły się góry złota, kamieni szlachetnych i innych dóbr, zaś większość sali zajmowało ogromne jezioro. Na środku dryfowała złota kaczka, która wlepiała spojrzenie w rzemieślnika.
 - Odnalazłeś mnie, więc należy Ci się nagroda. - przemówiła kaczka - Oto 100 dukatów. Wróć na powierzchnię i wydaj wszystko, co do grosza, w ciągu jednego dnia. Jeśli Ci się uda, do końca życia nie zaznasz biedy. Ale uwaga - nie możesz się z nikim podzielić zawartością sakiewki! Zaspokajać możesz jedynie swoje potrzeby. Jeżeli odważysz się nie posłuchać tej prośby, do końca życia pozostaniesz biedakiem.
Chłopiec wybiegł na powierzchnię, o dziwo!, sprawnie odnajdując drogę w labiryncie korytarzy. Akurat świtało - zaczynał się nowy dzień. Rzemieślnik zaczął biegać po mieście, spełniając przykaz kaczki. Najadł się do syta, próbując wszystkich przysmaków na które dawniej nie było go stać. Udał się do krawca po bogato zdobiony strój z najlepszych i najdroższych materiałów, zdobiony kamieniami szlachetnymi. Aby nie zniszczyć nowych butów na cały dzień wynajął nawet karetę! Przez cały dzień spełniał swoje odwieczne marzenia, delektując się każdym kęsem pysznego jedzenia, chodząc od sklepu do sklepu. Udał się nawet do jubilera i do teatru! Jednak zbliżał się koniec dnia, a w sakiewce dukatów jakby nie ubywało. Na ulicy, w jednej z bram, dojrzał skulonego starszego mężczyznę, który jako zniszczony weteran prosił o jałmużnę. Nasz szewczyk rozejrzał się, po czym sięgnął po garść dukatów i obdarzył nimi żebraka. W momencie, gdy wypuścił je z dłoni, obok niego zmaterializowała się złota kaczka pod postacią księżniczki.
 - Nie dotrzymałeś warunków naszej umowy, dlatego na zawsze pozostaniesz biednym rzemieślnikiem! - zagrzmiała, po czym zniknęła.
Zaś nasz bohater odwrócił się na pięcie wesoło pogwizdując i powtórzył na odchodne:
 - Pieniądze szczęścia nie dają, jeśli nie można się nimi z nikim podzielić.

3. Syrenka warszawska

Syrenka warszawska - kto wie, może nawet siostra czy kuzynka znanej nam już Sawy? - nie bez powodu stoi na straży swojego miasta. W dawnych czasach, gdy Warszawa jeszcze była małą wioską w środku puszczy,wśród mieszkańców krążyła stara opowieść o nieznanej istocie z głębin Wisły. Nikt jej nigdy nie spotkał, czasem rybacy twierdzili, że słyszą jej śpiew, gdy wracają z połowów. Kilku
z nich postanowiło to sprawdzić - podczas pełni księżyca spotkali się na brzegu, aby złapać syrenę
i dostarczyć ją księciu za niebotyczną ilość złota. Gdy nadpłynęła i rozsiadła się na piasku, z jej ust popłynął śpiew - a rybacy słuchali jak urzeczeni. Dopiero gdy jeden z nich kazał im pozatykać uszy, zaczęli realizować swój plan. Postać znaną tylko z opowieści złapali w siatkę, zawlekli do wioski
i położyli się w oczekiwaniu na ranek, aby dostarczyć ją prosto do księcia. Wokół syreny kręcił się rosły młodzieniec, syn jednego z rybaków. Syrena zaczęła śpiewać, a ten urzeczony jej pięknym głosem zgodził się ją uwolnić. Zaniósł ją do rzeki. Gdy rybacy dostrzegli brak więźnia popędzili nad rzekę, jednak syrena już była w rzece, swoim żywiole. Podobno zakrzyknęła im tak (i tu podążę za stroną o polskich legendach, gdyż sama bym lepiej tego nie ujęła):
"- Śpiewałam dla was co noc, bo was polubiłam! Chciałam wam towarzyszyć, żeby w razie potrzeby ostrzec was przed niebezpieczeństwem! A wy złapaliście mnie jak zwykłą rybę i chcieliście sprzedać za garść złota! Dlatego was opuszczam. Jeżeli wrócę, to tylko z mieczem i tarczą, aby was bronić. Ale pojawię się tylko wtedy, gdy niebezpieczeństwo będzie tak wielkie, że sami sobie nie poradzicie." Odpłynęła zostawiając rybaków samych.

Co ciekawe twarz pomnika syrenki nie jest przypadkowa. Jak możecie wyczytać u Anny Dziewit-Meller w jej książce Damy, dziewczyny, dziewuchy (o której pisałam niedawno => TU możecie poczytać), jest ona odwzorowana czy też inspirowana Krystyną Krahelską, którą podobno spotkał Stefan Starzyński na przyjęciu u Ludwiki Nitschowej.

A Wy macie jakieś swoje ulubione legendy i podania? Co myślicie o naszym warszawskim cyklu? Warto po niego sięgnąć?

Buziaki!
Wasza K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz